Piotr Kołodziej

ROLA MODLITWY W DOSKONAŁOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

 

  "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5,48)

"Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten jest, który mnie miłuje"  (J 14, 21)

 

Doskonałość chrześcijańska polega na miłości, której modlitwa i dobre życie chrześcijańskie są podstawowymi przejawami. O doskonałości chrześcijańskiej decyduje ustosunkowanie się woli człowieka do woli Boga i do Jego prawa.

Przez miłość nie rozumiemy pewnego stanu zmysłowego, pewnego napięcia władz uczuciowych, ale napięcia wyższej umysłowej władzy pożądawczej zwanej wolą.

Miłość umysłowa, duchowa, która nas interesuje nie jest aktem uczucia, ale aktem woli.

Przedmiotem miłości nadprzyrodzonej jest sam Bóg. Jeśli obejmuje ona i coś, co jest poza Bogiem – a rozciąga się, jak wiemy, również na bliźniego – to jednak to czyni w Bogu i dla Boga. Jest ona tym stałym upodobaniem woli w Bobru najwyższym, jakim jest Bóg, tą szczerą chęcią, aby chcieć przede wszystkim Boga i tego, co On chce, i aby nie przylgnąć nigdy do niczego takiego, co by z Nim, dobrem najwyższym, nie dało się pogodzić, co by się sprzeciwiało Jego świętej woli, Jego prawom i postanowieniom. Na tym polega miłość Boga nade wszystko.

Miłość ta w naszym życiu doczesnym przybiera dwie podstawowe formy, które nazywamy miłością aktualną, czyli świadomą, i miłością habitualną, czyli nieświadomą lub może lepiej ukrytą.

Pierwszą z nich mamy wtedy, kiedy człowiek świadomymi aktami rozumu i woli zwraca się do Boga i wyraża Mu to wszystko, co Mu jest winien: cześć i chwałę, dziękczynienie, przeproszenie, prośby itd. Nie jest ona więc niczym innym, jak modlitwą.

Drugą natomiast mamy wtedy, gdy człowiek nie myśli o Bogu, ale spełnia to, czego Bóg w danej chwili od niego żąda. Wiemy, że sumienna praca wymaga, aby się jej całkowicie oddać, tak iż na jednoczesne zwracanie się myślą do  Boga nie ma nieraz już możliwości. Dopiero w niebie umysł nasz ciągle i bez przerwy będzie z Bogiem połączony jednym, nieprzerwanym aktem aktualnej, świadomej miłości Boga. Tu w życiu doczesnym, jest to niemożliwe. Ale

i tu na ziemi, nawet gdy myśl nasza od Boga odbiega, aby się czymś innym zająć, możemy ze spokojnym sumieniem powiedzieć sobie, że kochamy Boga nade wszystko, jeśli chcemy robić to, co odpowiada woli Bożej, i spełniać obowiązki, jakie w danej chwili Bóg na nas włożył. Wtedy nie tylko ciężka praca, ale nawet odpoczynek lub konieczna rozrywka jest miłością habitualną Boga.

Oba czynniki doskonałości chrześcijańskiej, tj miłość aktualna, czyli modlitwa, i miłość habitualna, czyli dobre życie – muszą być uwzględnione; niech zabraknie jednego lub drugiego, niech jeden lub drugi  niedomaga, a zaraz odbije się to na doskonałości, której pełnia wymaga harmonijnego współdziałania obu pierwiastków.

Zapewne, że wzięta w oderwaniu, modlitwa przedstawia wyższą formę miłości Bożej, tę, która u kresu życia w chwale wiecznej zapanuje niepodzielnie. A jednak w życiu doczesnym byłoby bardzo niebezpiecznie zbyt wyłącznie na nią przesuwać punkt ciężkości życia chrześcijańskiego i jego doskonałości. Toteż i Zbawiciel, chcąc w krótkich słowach wyrazić to, co jest najistotniejszą oznaką miłości, nie modlitwę, ale zachowanie przykazań wysunął na plan pierwszy:( Kto ma moje przykazania i zachowuje je, ten jest, który mnie miłuje  J 14, 21).

Przykazania bowiem obejmują całość naszego życia moralnego, a więc i modlitwę; zawierają natomiast więcej niż modlitwę, bo te wszystkie obowiązki, które są dla nas drogą prowadzącą do życia wiecznego.

W samej rzeczy każdą naszą czynność łatwo jest, w chwili gdy ją zaczynamy, aktem miłości aktualnej skierować do Boga; staje się ona wtedy równoważną z modlitwą i nie przestaje nią być, nawet wtedy gdy całkowicie pochłonie myśl naszą. Modlitwa natomiast nie może nigdy sama przez się zastąpić naszych czynności i dać to, co by one dały.

Stąd np. wobec konfliktu między uczynkami miłości bliźniego a modlitwą, ta ostatnia winna zawsze ustąpić, dla tej racji, że np. samą modlitwą nie nakarmimy głodnego.

Z porównania więc modlitwy z obowiązkami życia chrześcijańskiego wynika, że nie należy ich zbytnio przeciwstawiać sobie, gdyż nie stanowią one zupełnie odrębnych kategorii czynów, ale nawzajem się uzupełniają i przenikają. Tym, co je łączy i wiąże w jedno, jest miłość, nazwana przez św. Pawła "węzłem doskonałości" (Kol 3, 14), i ona to pozwala z każdej czynności uczynić modlitwę. Jeśli bowiem każde dobrowolne spełnianie przykazań Bożych jest aktem miłości habitualnej, to poprzedzone dobrą intencją nadprzyrodzoną, kierującą daną czynność aktualnie do Boga, staje się aktem modlitwy i nabiera całej jego wartości. W ten sposób modlitwa winna przenikać całe życie, wszystkie uczynki, cierpienia i radości, nawet zabawy i chwile, kiedy wszelka czynność umysłowa ustaje, tj. czas snu. Życie chrześcijanina staje się wtedy jedną modlitwą, i tego właśnie żądał Zbawiciel, gdy mówił, iż należy się zawsze modlić i nie ustawać” (Łk 18, 1).

Łatwo stąd wyprowadzić wniosek, że osobista doskonałość poszczególnej duszy zależy dużo bardziej od jej miłości habitualnej, tj. od życia i od stopnia, w jakim miłość aktualna, tj. modlitwa, to życie ożywia i przenika, niż od samej ilości i długości modlitw. Nie ten jest doskonały, kto dłużej i więcej się modli, ale ten, którego modlitwa silniej oddziaływa na życie i na całą działalność moralną.

Miarą indywidualnej doskonałości każdej duszy chrześcijańskiej jest właściwe wydozowanie w swym życiu miłości aktualnej i habitualnej, harmonijne zespolenie ich ze sobą i przeniknięcie się wzajemne. Zdarzają  się dwa krańcowo przeciwne sobie spaczenia, jedno i drugie równie szkodliwe dla dusz.

Z jednej strony, ktoś może nie docenić modlitwy; zapomnieć, że jest ona obowiązkiem życia moralnego, a jednocześnie jego regulatorem, że tylko przez modlitwę wzrasta i utrwala się w duszy miłość habitualna. Fatalnym skutkiem takiego zaniedbania modlitwy musi być osłabienie pierwiastków nadprzyrodzonych nadprzyrodzonych życiu. Stan ten, bardzo częsty dziś u ludzi zbyt przejętych światem, nazywamy brakiem pobożności, oziębłością, obojętnością, w krańcowych jego przejawach- bezbożnością.

Wprost przeciwnym spaczeniem jest to, co nazywamy bigoterią. Polega ona na zbyt wyłącznym wysuwaniu na pierwszy plan modlitwy, z lekceważeniem obowiązków życia chrześcijańskiego szczególnie pominięciem wpływu, jaki modlitwa powinna na to życie wywierać. Powstaje wtedy między modlitwą a życiem rozdział, wpływający fatalnie na jedno i drugie; zaniedbuje się wtedy nieraz dla modlitwy najistotniejsze obowiązki chrześcijańskie, ale z modlitwy tej niewiele albo nic się nie otrzymuje, bo w tych warunkach przestaje ona być pełnieniem woli Bożej, a staje się poszukiwaniem własnego zadowolenia w marzycielstwie marzycielstwie i lenistwie ducha.

Kto prawdziwie dąży do doskonałości synów Bożych, ten powinien umieć właściwie wymierzyć w swym życiu stosunek miłości aktualnej do habitualnej- modlitwy do życia. Stosunek ten nie jest ten sam dla wszystkich; przeciwnie, jest on czymś nadzwyczaj indywidualnym i każdy sam musi go sobie wymierzać.

Osoby żyjące w zgromadzeniach zakonnych mają w tym względzie postawione pewne ramy, natomiast ludziom, żyjącym w świecie, nie można jakieś jednej miary czy normy postawić, ale każdy musi sam sobie ustalić, biorąc pod uwagę obowiązki stanu, potrzeby duszy, trudności, jakie w życiu moralnym napotyka, i te szczególne natchnienia, które mu Pan Bóg daje.

Reasumując można powiedzieć, że każdy w swym życiu powinien mieć tyle modlitwy aby:

- rzetelnie spłacać podatek chwały, jaki winien jest złożyć Panu Bogu w formie miłości aktualnej i

- własną duszę utrzymać w gotowości pełnienia woli Bożej i miłowania Boga nade wszystko. Przy tym w myśl zasady, że kto nie idzie naprzód, ten się cofa, nie wystarcza tylko utrzymywać się w miłości habitualnie przez powstrzymywanie się od grzechów, ale trzeba w niej wzrastać i rozwijać się, tak iżby promieniować dobrem wokoło siebie. Modlitwy więc powinno być tyle w życiu, aby ogólny poziom miłości wciąż wzrastał i aby się ona bardziej zakorzeniała w duszy. Nie wolno przez zwiększanie modlitw zaniedbywać innych obowiązków życia chrześcijańskiego, szczególnie obowiązków stanu i obowiązków miłości bliźniego. Najlepszym sprawdzianem, czy się ma w życiu dość modlitwy, jest właśnie pełne ducha chrześcijańskiego chrześcijańskiego zaparcia się siebie wykonywanie tych obowiązków.