BŁĘDY DOKTRYNALNE POZA KOŚCIOŁEM ORAZ ICH WPŁYW NA PEWNE KOŁA KATOLICKICH MYŚLICIELI
I. ZAMIESZANIE POJĘĆ POZA KOŚCIOŁEM
Niezgoda panująca wśród rodzaju ludzkiego w religijnej i moralnej dziedzinie oraz poważne w tej mierze odchylenia od prawdy, były zawsze wszystkim zacnym umysłom, osobliwie zaś wiernym i szczerym synom Kościoła, źródłem i powodem wielkiego bólu. Ból ten daje się odczuć zwłaszcza dzisiaj, gdy przychodzi patrzeć na napaści, kierowane zewsząd na same podstawy kultury chrześcijańskiej.
1. Rozum wobec religii w ogóle wziętej
Nie ma w tym nic dziwnego, że taka niezgoda i taki rozbrat z prawdą zawsze miały miejsce poza owczarnią Chrystusową. Jakkolwiek bowiem umysł ludzki o własnych siłach i światłach, zasadniczo może osiągnąć prawdziwe i pewne poznanie, tak jedynego osobowego Boga, który opatrznością swoją nad światem czuwa i nim rządzi, jak i przyrodzonego prawa, które Stwórca na sercach naszych wyraził, skuteczne i owocne wyzyskanie rozumem wrodzonych tych zdolności natrafia w praktyce na liczne przeszkody. Prawdy bowiem dotyczące Boga i stosunku, w jakim człowiek do Boga pozostaje, wznoszą się wysoko ponad porządek rzeczy podpadających pod zmysły i wymagają od człowieka, który chce je w życie wprowadzić i wedle nich życie swoje urządzić, pewnego poświęcenia oraz zaparcia samego siebie. Umysł ludzki bowiem, gdy takie prawdy ma sobie przyswoić, doznaje przeszkód tak ze strony sprzeciwu zmysłów i wyobraźni, jak ze strony złych popędów, z pierworodnego grzechu pochodzących. I skutkiem tego dzieje się, że ludzie w tym zakresie poznania łatwo wmawiają w siebie, że jest fałszem mniej rzeczą nie udowodnioną to, czego nie mają znać za prawdę.
Z tych oto względów należy uznać, że objawienie Boże jest moralnie konieczne, aby nawet te prawdy religijne i moralne, które same przez się nie są rozumowi niedostępne, w obecnym położeniu rodzaju ludzkiego, mogły być poznane przez wszystkich łatwo, z zupełną pewnością i bez błędu.
2. Rozum wobec religii objawionej
Co więcej, umysł ludzki może niekiedy doznawać trudności nawet w uznaniu wiarogodności katolickiej prawdy, mimo że tak liczne i tak dziwne znaki zewnętrzne koło niej rozmnożył Bóg, iż sam przyrodzony rozum może z nich na pewno udowodnić boski początek religii chrześcijańskiej. Człowiek bowiem pod wpływem, już to uprzedzeń, już to popędów i złej woli może się oprzeć i odmówić uznania, nie tylko jawnej oczywistości zewnętrznych znaków, ale i natchnieniom, którymi Bóg do dusz naszych przemawia.
II. FAŁSZYWE TEORIE WSPÓŁCZESNEJ WIEDZY
3. Źródła błędów: Fałszywe uogólnianie ewolucji
Ktokolwiek przypatrzy się uważnie ludziom żyjącym poza owczarnią Chrystusową, łatwo zda sobie sprawę z głównych rozdroży myśli, na które weszło niemało uczonych. Są mianowicie najpierw tacy, którzy system tzw. ewolucji, nawet w dziedzinie nauk przyrodniczych dotąd niezbicie nie udowodniony, nieroztropnie i bez zastrzeżeń stosują do wytłumaczenia początku wszechrzeczy, przyjmując śmiało monistyczne i panteistyczne wymysły o świecie całym, nieustannej ewolucji podległym. Tą właśnie hipotezą posługują się chętnie zwolennicy komunizmu, aby skuteczniej rozszerzać i naprzód wysuwać swój dialektyczny materializm, który wszelką ideę Boga z umysłów całkowicie wyplenia.
4. Egzystencjalizm
Fałszywe poglądy takiego ewolucjonizmu, odrzucającego wszelką absolutną, bezwzględnie stałą i nieodmienną prawdę, utorowały drogę nowej odmianie błędnej filozofii, która, idąc w zawody z idealizmem, immanentyzmem i pragmatyzmem, przybrała miano „egzystencjalizmu”, zaznaczając tym wyrazem, że wcale nie dba o niezmienną rzeczy istotę, a troszczy się tylko o samo poszczególnych rzeczy istnienie.
5. Historycyzm
Kojarzy się ze wspomnianymi błędami rodzaj fałszywego „historycyzmu”, który, zwracając się wyłącznie do badania faktycznych kolei życia ludzkiego, i w dziedzinie filozofii i w dziedzinie dogmatycznych zasad chrześcijańskich podważa same podstawy, tak absolutnej prawdy, jak wszelkiego bezwzględnego prawa.
6. Pewne rodzaje niezupełnych nawróceń
Wśród tak wielkiego zamętu poglądów i mniemań, nie bez pewnej pociechy widzimy, że znajdują się nierzadko umysły, które od zasad „racjonalizmu”, jakim dotąd hołdowały, pragną powrócić do źródeł objawionej przez Boga prawdy, uznając i wyznając, że podstawą świętej wiedzy jest słowo Boże w Piśmie świętym przechowane. Z przykrością jednak spostrzegamy, że wielu z tych ludzi, których tu mamy na myśli, aby zupełniej przylgnąć do słowa Bożego, należnych uprawnień rozumowi odmawia i tym zuchwałej lekceważy Nauczycielski Urząd Kościoła, któremu Bóg powierzył przechowywanie i wykład prawd objawionych, im bardziej usiłuje uwydatnić powagę objawiającego Boga. A tego rodzaju przekonania nie tylko sprzeciwiają się wyraźnej nauce Ksiąg świętych, ale okazują się błędem w świetle samego codziennego doświadczenia. Jakże często bowiem się zdarza, że ludzie żyjący w odszczepieństwie od prawdziwego Kościoła, głośno narzekać muszą na niezgodę, która w przedmiocie dogmatów wiary ich rozdziela, przez co, chociaż wbrew swojej woli, świadczą o potrzebie żywego Nauczycielskiego Urzędu.
III. ZGUBNY WPŁYW TYCH BŁĘDÓW NA PEWNE KATOLICKIE KOŁA
7. Uczonym katolickim nie wolno błędów tych ignorować
Wymienionych zapatrywań, w mniejszym lub większym stopniu zbaczających z prostej drogi, nie wolno filozofom i teologom katolickim ani zapoznawać ani lekceważyć, na nich bowiem ciąży doniosły obowiązek strzeżenia i podawania ludziom i Boskiej i ludzkiej prawdy. Owszem, powinni oni starać się poznać do głębi te błędne mniemania, raz dlatego że nie można skutecznie leczyć chorób, póki ich się nie pozna, po wtóre dlatego że i w fałszywych naukach może tkwić jakieś ziarno prawdy, a wreszcie dlatego że poznanie błędów pobudza zazwyczaj umysły do pilniejszego roztrząśnięcia i zbadania prawd już to filozoficznych, już to teologicznych.
8. Odchylenia od właściwej drogi
Gdyby uczeni katoliccy z ostrożnego badania wspomnianych błędnych nauk ten tylko, dopiero co wspomniany, owoc starali się odnieść, nie byłoby żadnego powodu, żeby Urząd Nauczycielski miał w tej sprawie głos zabierać. Ale, choć dobrze Nam wiadomo, że ogół katolickich uczonych od owych błędów z dala się trzyma, wiemy też, że nie brak takich, co dzisiaj tak, jak za apostolskich czasów, albo ze zbytniego zamiłowania nowości, albo z obawy, żeby nie uchodzić za ignorantów w przedmiocie zdobyczy współczesnej wiedzy, usiłują wyzwolić się spod kierownictwa Nauczycielskiego Urzędu i przez to popadają w niebezpieczeństwo, że mogą nieznacznie i sami od objawionej prawdy odstąpić i innych jeszcze za sobą do błędu pociągnąć.
9. Tendencje fałszywego irenizmu
Co gorsza, inne jeszcze wychodzi na jaw niebezpieczeństwo, tym groźniejsze, że pod pozorem cnoty szuka ukrycia. Jest bowiem wielu takich, co opłakując rozterkę i zamęt umysłów, jakie w łonie rodzaju ludzkiego spostrzegają, pod wpływem nierozważnej gorliwości o dusz zbawienie, uniesieni zapałem, najgoręcej pragną obalić przegrody, rozdzielające wzajem od siebie zacnych i uczciwych ludzi. A oddawszy się raz na usługi takiego „irenizmu”, pomijając zagadnienia, które ludzi dzielą, starają się nie tylko łączyć siły wszystkich do walki z naporem ateizmu, ale i jednoczyć sprzeczności powstałe w dziedzinie dogmatów. I tak, jak byli niegdyś ludzie, co stawiali sobie pytania, czy tradycyjna apologetyka nie stanowi raczej przeszkody niż pomocy do pozyskania Chrystusowi umysłów, dochodzą dzisiaj niektórzy do tego zuchwalstwa, że na serio stawiają zagadnienie, czy teologia i taka jej metoda, jakiej się trzymają, z aprobatą Władz kościelnych katolickie szkoły, nie wymagają, nie już udoskonalenia, ale całkowitej reformy, by mogły skuteczniej szerzyć Królestwo Chrystusowe wśród mieszkańców całej ziemi, bez względu na ich kulturę czy religijne przekonania.
Gdyby ci ludzie do niczego innego nie dążyli, tylko do tego, by naukę kościelną i jej metodę, przez pewne dydaktyczne ulepszenia, lepiej dostosować do dzisiejszych warunków i potrzeb, nie byłoby prawie żadnego powodu do obaw. Niektórzy jednak z nich zapaleni nierozważnym „irenizmem”, zdają się upatrywać przeszkodę do wznowienia braterskiej jedności w tym, co wspiera się na prawach i zasadach przez Chrystusa ustanowionych i na założonych przez Niego instytucjach, albo w tym, co jest podporą i ochroną całokształtu wiary i bez czego, można wprawdzie doprowadzić przeciwieństwa do zgody, ale takiej, którą jednoczyć będzie wspólna ruina.
10. Drogi szerzenia się błędów
Nowe te mniemania, czy pochodzą z niezdrowego zamiłowania nowości, czy z jakiejś chwalebnej intencji, nie zawsze bywają wyrażane w sposób równie skrajny, nie zawsze bywają podawane z jednakową jasnością i tymi samymi słowy i nie zawsze mają za sobą pełną jednomyślność swoich zwolenników. Co bowiem dzisiaj głoszą niektórzy, z dodatkiem rozmaitych zastrzeżeń i rozróżnień, w sposób bardziej ukryty, to jutro śmielsi przedstawiać będą jawnie i bez umiaru, na szkodę duchowną wielu, osobliwie młodszego duchowieństwa i nie bez uszczerbku kościelnej powagi. Jeżeli zaś w książkach zwykło się jeszcze zachowywać pewną ostrożność, występuje się śmielej w pismach komunikowanych prywatną drogą, oraz na wykładach i zebraniach. A poglądy te szerzą się nie tylko wśród świeckiego i zakonnego duchowieństwa oraz po seminariach i naukowych instytucjach kościelnych, ale przenikają i do świeckich, szczególnie tych, co poświęcają się nauczaniu młodzieży.
CZĘŚĆ PIERWSZA
I. NOWE TENDENCJE W
TEOLOGII
11. Zacieranie konturów
sformułowań dogmatycznych
Co dotyczy teologii, niektórzy jej przedstawiciele do
tego dążą, by jak najbardziej rozluźniając ścisłe
znaczenie dogmatów, wyzwolić je spod więzów wyrażeń, od
wieków w Kościele przyjętych i spod oprawy
filozoficznych pojęć, nadanej im przez doktorów
katolickich, a powrócić natomiast przy wykładzie nauki
objawionej do sposobu mówienia Pisma świętego i Ojców
Kościoła. Spodziewają się oni, że po dokonaniu tej
odmiany, dogmat oczyszczony od pierwiastków, obcych, jak
mówią, Bożemu objawieniu, z pożytkiem da się zestroić z
dogmatycznymi poglądami ludzi, od jedności kościelnej
odłączonych, by na tej drodze osiągnąć po trochu
asymilację wzajemną katolickich dogmatów i innowierczych
zapatrywań.
Ufają oni nadto, że po takim obrobieniu nauki
katolickiej, otworzy się droga, na której, przy
uwzględnieniu dzisiejszych potrzeb, będzie można wyrazić
dogmat także za pomocą dzisiejszych filozoficznych
pojęć, zapożyczonych, z „immanentyzmu”, z „idealizmu”,
czy z „egzystencjalizmu”, lub z innego jakiegoś systemu.
Niektórzy, śmielsi nowatorzy twierdzą, że tego rodzaju
innowację dlatego także przeprowadzić i można i trzeba,
że tajemnice wiary nigdy nie dadzą się wyrazić pojęciami
całkowicie prawdziwymi, tylko w jakimś jak powiadają,
„przybliżeniu”, którego właściwością jest, że pojęcia,
jakimi ono się posługuje, pozostają zawsze zmienne, bo,
choć w pewien sposób wyrażają prawdę, z innej strony są
nieuniknionym jej zniekształceniem. Stąd też nie mają
tego za niedorzeczność ale za rzeczywistą potrzebę, żeby
teologia według tych różnych systemów filozoficznych,
jakie w ciągu wieków za narzędzia swoje obiera, dawne
pojęcia zastępowała nowymi, tak żeby w te różne,
niekiedy wprost przeciwne sobie, ale równie skuteczne
sposoby, te same Boże prawdy przyoblekała w ludzkie
formy i kształty. Dodają wreszcie, że historia dogmatów
właśnie na tym polega, żeby wykazywać, jakie kolejne
formy przybierały objawione prawdy wedle tych
przeróżnych nauk i mniemań, z którymi w ciągu wieków
przychodziło im się zetknąć.
12. Relatywizm
dogmatyczny
Z tego cośmy powiedzieli, jest rzeczą zupełnie jasną, że
wymienione tu dążności nie tylko do tzw. „relatywizmu”
dogmatycznego prowadzą, ale go już rzeczywiście
zawierają, jak na to wyraźnie wskazuje wzgarda dla
tradycyjnej nauki i dla sposobów mówienia, jakimi ona
myśli swoje wyraża. Nikomu nie tajno, że te wyrażenia,
tak w szkołach kościelnych, jak i przez Urząd
Nauczycielski używane, mogą podlegać udoskonaleniu i
usprawnieniu, oraz że Kościół nie zawsze używał tych
samych i od razu sprecyzowanych słów. Z drugiej strony
wszakże jest rzeczą oczywistą, że Kościół nie może się
wiązać z pierwszym lepszym, efemeryczne istnienie
mającym, filozoficznym systemem i że istotnie to, co
przez szereg wieków zgodnym wysiłkiem, dla pewnego
uprzystępnienia dogmatu, zbudowali doktorowie katoliccy,
nie opiera się na tak kruchych podstawach. Dźwiga się
bowiem ten gmach katolickiej wiedzy na zasadach i
pojęciach zdobytych przez prawdziwe poznanie rzeczy
stworzonych, a nadto przy całej tej pracy tworzenia
jednolitego systemu myśli, jak gwiazda przyświecała
przez Kościół umysłom ludzkim prawda objawiona przez
Boga. Nic więc dziwnego, że niektóre z tych pojęć
filozoficznych, nie tylko użyte, ale sankcjonowane
zostały przez powszechne sobory, tak że odstępować od
nich żadną miarą się nie godzi.
13. Ryzyko zniweczenia
dogmatu i teologii
Jest to więc największa nierozwaga lekceważyć, odrzucać
czy też od właściwej wartości odsądzać to, co pracą
kilku wieków, przez ludzi niepospolicie zdolnych i
świętych, pod czujnym okiem Nauczycielskiego Urzędu i
nie bez światła i kierownictwa Ducha Świętego,
przemyślane, wyrażone i starannie obrobione zostało dla
coraz dokładniejszego oddania treści prawd wiary - aby w
miejsce tego wstawiać dorywczo chwycone pojęcia, jakieś
zmienne, nieokreślone wypowiedzi nowej filozofii, które
jak kwiat polny dziś żyją a jutro opadną. Takim sposobem
nie tylko teologia, ale sam dogmat staje się trzciną,
którą wiatr porusza. Pogarda zaś dla słów i pojęć,
jakimi posługiwać się zwykli teologowie Szkoły, z natury
rzeczy prowadzi do ruiny teologii tzw. spekulatywnej,
której, ponieważ opiera się na teologicznych
rozumowaniach, odmawiają charakteru istotnej pewności.
II. ZAPOZNANIE WŁAŚCIWEJ
ROLI NAUCZYCIELSKIEGO URZĘDU KOŚCIOŁA
14. Fałszywe pojęcia o
zależności w rzeczach wiary
Zwolennicy nowości łatwo niestety od wzgardy teologii
scholastycznej posuwają się do lekceważenia albo i do
uczuć pogardy dla tego kościelnego Nauczycielstwa, które
ową teologię powagą swoją tak stanowczo podtrzymuje. Ten
Urząd Nauczycielski lubią oni przedstawiać jako hamulec
postępu i zaporę na drodze wiedzy, zbliżając się w tej
mierze do tych akatolików, którzy na doktrynalną
zależność patrzą już jako na krzywdzące wędzidło,
powściągające wybitniejszych teologów od dzieła odnowy
nauki religijnej. A chociażby święty ten Urząd
Nauczycielski w dziedzinie wiary i obyczajów, dla
wszystkich teologów powinien być najbliższą i powszechną
regułą prawdy - jemu bowiem powierzył Chrystus cały
depozyt wiary, tj. Pismo święte i Bożą tradycję, by tego
depozytu strzegł, by go bronił i w miarę potrzeby
wykładał to jednak niekiedy tak zapoznany bywa, jak
gdyby w ogóle nie istniał ciążący na wszystkich wiernych
obowiązek unikania i tych także błędów, które mniej lub
więcej pod herezję podchodzą, i konsekwentnie
zachowywania konstytucji i dekretów, którymi Stolica
święta mniemania te piętnuje i trzymać się ich zabrania.
To co encykliki papieskie wykładają o naturze i ustroju
Kościoła, przez niektórych ludzi bywa z umysłu pomijane,
a to w tym celu, żeby mogła się utrwalić pewna mglista i
nieokreślona idea Kościoła, zaczerpnięta, jak mówią, z
dawnych Ojców, przede wszystkim greckich. Trzymają się
oni bowiem takiego zdania, że Papieże nie zwykli
rozstrzygać zagadnień, które wśród teologów są
przedmiotem dyskusji, i że dlatego zwracać się trzeba do
najstarszych źródeł, by po ich myśli wykładać świeże
konstytucje i dekrety Nauczycielskiego Urzędu. Być może,
że takie zasady wyglądają uczenie, kryją jednak w sobie
coś podstępnego. Jakkolwiek bowiem jest prawdą, że
Papieże na ogół pozostawiają teologom swobodę co do
kwestii dyskutowanych wśród wybitniejszych doktorów,
sama historia wskazuje, że wiele rzeczy, o których wolno
było niegdyś swobodnie rozprawiać, z biegiem czasu
przeszło do tej kategorii prawd, która żadnej już
różnicy zdań nie dopuszcza.
15. Powaga doktrynalna
encyklik papieskich
Nie trzeba też sądzić, że pouczenia w encyklikach
zawarte nie wymagają same przez się wewnętrznego
poddania dlatego tylko, że papieże nie występują co do
nich z najwyższą nauczycielską powagą. Albowiem i te
rzeczy są przedmiotem tego zwyczajnego Nauczycielstwa,
do którego także odnoszą się słowa: „Kto was słucha,
mnie słucha”, a nadto, co w encyklikach wykłada się i z
naciskiem podkreśla, to zazwyczaj już skądinąd do nauki
katolickiej należy. Jeżeli zaś najwyżsi Pasterze w
dokumentach swoich o jakiejś kwestii, dotychczas
dyskutowanej, dają rozstrzygające wyjaśnienie, dla
wszystkich staje się jasnym, że w myśl i wedle woli
papieży, nie wolno już uważać tej kwestii za rzecz
podlegającą swobodnej dyskusji teologów.
16. Właściwy sposób
badania źródeł
Jest i to prawdą, że teologowie powinni zawsze sięgać do
źródeł Bożego objawienia, do nich bowiem należy
wykazywać, w jaki sposób, czy to formalnie i jasno, czy
pod osłoną innych wypowiedzi lub faktów, znajduje się w
Piśmie świętym lub w Boskiej tradycji to, co żywy Urząd
Nauczycielski do wierzenia podaje. A nadto, w obu tych
źródłach nauki objawionej kryją się tak przebogate
skarby prawdy, że wyczerpać ich do dna nikt nie zdoła.
Dzięki temu, zwrot do źródeł, nauki święte zawsze
odmładza, podczas gdy przeciwnie czysta spekulacja,
jeśli przestaje wgłębiać się w depozyt wiary, popada,
jak doświadczenie poucza, w starczą bezpłodność. Stąd
wynika, że i tzw. pozytywna teologia nie może być
zaliczana do rzędu nauk czysto historycznych. Dając
bowiem Kościołowi swojemu święte źródła wiary, dał mu
Bóg zarazem żywy Urząd Nauczycielski, który to, co w
depozycie zawiera się mniej jasno i jakby w zawiązku, ma
dokładniej wyjaśnić i rozwijać. Prawa więc autentycznej
i miarodajnej interpretacji depozytu wiary nie udzielił
Boski Zbawiciel ani poszczególnym wiernym ani samym
nawet teologom, tylko Urzędowi kościelnego
Nauczycielstwa. Skoro zaś Kościół, jak to przez wieki
nieraz miewało miejsce, ową funkcję wyjaśniania
depozytu, już to drogą zwyczajnego nauczania, już to z
osobliwą uroczystością sprawuje, najoczywiściej fałszywą
jest metoda, która rzeczy jasne usiłuje przez rzeczy
niejasne tłumaczyć. Wszyscy więc powinni trzymać się w
tej sprawie odwrotnego porządku, tzn. to, co ciemne,
przez to, co jasne oświetlać. Dlatego to poprzednik
Nasz, błog. pamięci Pius IX, gdy stwierdził, że na tym
polega najszczytniejsze zadanie teologii, by wskazywała,
jak zawiera się w źródłach nauka, którą Kościół do
wierzenia podaje, nie bez ważnego powodu dodał, że
należy w depozycie wiary odszukać tę naukę „w tym samym
sensie, w jakim Kościół ją określił”.
III. BŁĘDY W WYKŁADZIE
PISMA ŚWIĘTEGO
17. Niewłaściwe
pojmowanie bezbłędności ksiąg świętych
Wracając do tych nowych mniemań, o jakich mówiliśmy
poprzednio, zauważyć musimy, że u pewnych autorów z
wielu poglądami spotkać się można, które niestety
udzielają się i innym umysłom, a Boskiej powadze Pisma
świętego przynoszą uszczerbek. Są bowiem tacy, co
przekręcając zuchwale definicję Watykańskiego Soboru o
Bogu, jako właściwym autorze ksiąg świętych, wznawiają
zdanie, kilkakrotnie już potępione, jakoby Pismo święte
w tym tylko nie mogło zawierać błędu, co wypowiada o
Bogu albo o rzeczach, moralności i religii dotyczących.
Co więcej, całkiem opacznie mówią o jakimś ludzkim
sensie ksiąg świętych, pod którym miałby być ukryty,
jako wyłączny podmiot bezbłędności, inny sens, Boży. W
wykładzie Pisma świętego nie widzą żadnej potrzeby
liczenia się z analogią wiary i tradycją kościelną.
Uważają więc, że nie Pismo święte powinno być wykładane
w myśl Kościoła, ustanowionego przez Chrystusa stróżem i
tłumaczem całego depozytu objawionej przez Boga prawdy,
ale że odwrotnie, tak naukę Ojców, jak Nauczycielskiego
Urzędu, roztrząsać i oceniać należy wedle tego znaczenia
Pisma, jakie egzegeci samym światłem przyrodzonego
rozumu w nim odkryją.
18. Fałszywe metody
egzegetyczne
Nie poprzestając na tym, uważają ci twórcy nowych a
bezpodstawnych teorii, że literalny sens i wykład Pisma
świętego tak starannie, pod czujnym okiem Kościoła,
opracowany przez bardzo wielu wybitnych egzegetów,
powinien ustąpić miejsca nowej egzegezie, której dają
miano symbolicznego i duchownego tłumaczenia. Przez taką
egzegezę mają nadzieję to osiągnąć, że Pismo święte
starego testamentu, które rzekomo po dziś dzień jest w
Kościele źródłem zamkniętym i skarbem ukrytym, nareszcie
dla wszystkich się otworzy. Zaręczają oni przy tym, że
pod takim tłumaczeniem rozwieją się wszystkie te
trudności, które zwolennikom literalnego sensu Pisma
tyle sprawiają kłopotu.
Nikomu chyba nie tajno, Jak dalece to wszystko
sprzeciwia się zasadom i normom hermeneutyki, dokładnie
określonym przez Poprzedników naszych, śp. Leona XIII w
encyklice Providentissimus Deus, przez Benedykta XV w
encyklice Spiritus Paraclitus, a wreszcie przez Nas
samych w encyklice Divino afflante Spiritu.
IV. POSZCZEGÓLNE BŁĘDY
TEOLOGICZNE
19. Odnośnie do poznania
Boga i stworzenia świata
Nie można dziwić się temu, że takie, jakie powyżej
wskazaliśmy, nowości we wszystkich prawie działach
teologii wydały już swoje zatrute owoce. Podaje się w
wątpliwość czy rozum ludzki, bez pomocy Bożego
objawienia i łaski, przez dowody z rzeczy stworzonych
zaczerpnięte, może ściśle wykazać istnienie osobowego
Boga. Nie uznaje się faktu, że świat miał początek,
twierdzi się, że stworzenie świata, będąc wypływem
najhojniejszej miłości Bożej, tak samo było konieczne,
jak koniecznością była ta miłość, od natury Bożej
nieodłączna. Odmawia się również Bogu odwiecznego i
nieomylnego przewidzenia czynów ludzkich, od wyboru
wolnej ich woli zależnych. A to wszystko sprzeciwia się
orzeczeniom Soboru Watykańskiego.
20. Odnośnie do innych
rzeczywistości nadprzyrodzonego świata
Są tacy, co stawiają sobie pytania, czy Aniołowie są
stworzeniami posiadającymi własną osobowość, oraz czy
materia jest czymś, z istoty swojej różnym od ducha.
Inni podważają prawdę głoszącą, że porządek
nadprzyrodzony, nie z konieczności, lecz z łaski dany
nam został. Sądzą bowiem, że Bóg nie może stworzyć
rozumnych istot, których by nie przeznaczył i nie
powołał do uszczęśliwiającego widzenia w niebie. I nie
dość na tym. Nie licząc się bowiem z orzeczeniami Soboru
Trydenckiego, burzą właściwe pojęcie pierworodnego a
zarazem i w ogóle wziętego grzechu, jako obrazy Bożej,
zniekształcając przy tym ideę Chrystusowego za nas
zadośćuczynienia. Nie brak wreszcie takich, co dowodzą,
że nauka o przeistoczeniu, jako oparta na przestarzałym
filozoficznym pojęciu substancji, powinna ulec takiemu
sprostowaniu, żeby rzeczywista obecność Chrystusa w
Eucharystii zeszła na pewien rodzaj symbolizmu, to
znaczy, żeby konsekrowane hostie uważane były tylko za
skuteczne znaki duchowej obecności Chrystusa i Jego
ścisłego połączenia z wiernymi członkami w Mistycznym
Ciele.
21. Odnośnie do Kościoła
Niektórzy sądzą, że nie obowiązuje ich nauka, jaką kilka
lat temu, w oparciu o źródła objawienia, wyłożyliśmy w
encyklice naszej, że mianowicie Mistyczne Ciało
Chrystusowe i Rzymsko Katolicki Kościół są jednym i tym
samym. Inni sprowadzają do czczej formuły konieczność
przynależenia do prawdziwego Kościoła, aby można
zbawienie osiągnąć. Inni jeszcze krzywdę wyrządzają
chrześcijańskiej wierze, nie chcąc uznać rozumnej
wiarogodności prawd objawionych.
Wiadomo Nam, że te i inne im podobne błędy, krążą wśród
niektórych z naszych synów, zwiedzionych już to
nierozważną gorliwością o dusz zbawienie, już to
fałszywymi pozorami wiedzy. Ze smutkiem w duszy zmuszeni
jesteśmy tym wszystkim przypomnieć elementarne prawdy i
wykazać im nie bez żywej troski, czy to jawne błędy czy
poważne błędów niebezpieczeństwa.
CZĘŚĆ DRUGA
BŁĘDY W DZIEDZINIE
FILOZOFII
I. PRZYRODZONY ROZUM I
PODSTAWOWE ZASADY FILOZOFII
22. Stanowisko Kościoła
wobec filozofii tradycyjnej
Powszechnie wiadomo, jak bardzo ceni sobie Kościół rozum
ludzki i jakie przyznaje mu zdolności poznawcze. Rozum z
zupełną pewnością udowadnia istnienie jedynego,
osobowego Boga; oparty o Boskie znaki, stwierdza
niezbicie siłę podstaw chrześcijańskiej wiary; wiernie i
we właściwy sposób wyraża treść tego prawa, które Bóg
wyrył na sercu człowieczym; po przyjęciu wreszcie
objawienia, zdobywa sobie niejakie, ale bardzo owocne
zrozumienie podanych sobie z nieba tajemnic. Te zadania
swoje wszakże tylko wtedy potrafi rozum należycie i
bezpiecznie wypełnić, gdy otrzyma odpowiednie
wyrobienie, to znaczy gdy wdrożony zostanie w tę zdrową
filozofię, która będąc niejako dziedzictwem, przekazanym
przez dawne chrześcijańskie wieki, całkiem osobliwą i
wyższą nad zwykłe miary cieszy się powagą. Główne bowiem
zasady i twierdzenia tej filozofii, przez genialnych
ludzi z biegiem czasu odkryte i określone, Nauczycielski
Urząd Kościoła w świetle Boskiego objawienia wypróbował,
przyjął i za swoje uznał. Otóż cechą tej filozofii jest,
że szczerze i prawdziwie trzyma się i broni obiektywnej
siły poznania rozumu ludzkiego, że przyjmuje
niezachwianie metafizyczne zasady – racji dostatecznej
przyczynowości i celowości – wreszcie że uznaje
możliwość osiągnięcia pewnej i nieodmiennej prawdy.
23. Nienaruszalne
pewniki filozofii tradycyjnej
W tę filozofię wchodzi wiele zagadnień i twierdzeń,
które ani wprost ani ubocznie nie są związane z nauką
wiary i obyczajów, i dlatego pozostawia je Kościół
swobodnej dyskusji ludzi kompetentnych. Ale co do wielu
innych rzeczy, zwłaszcza co do podstawowych zasad i
głównych pewników, o jakich wspomnieliśmy powyżej, nie
przysługuje już ta sama swoboda. Bo chociaż i w takich
zasadniczych rzeczach wolno jest przystrajać tę
filozofię w piękniejszą i odpowiedniejszą szatę,
wzmacniać ją trafniejszym i skuteczniejszym sposobem
wykładu; wolno też pewne, mniej stosowne pomoce szkolne
z niej usuwać a wzbogacać ją natomiast niektórymi,
starannie dobranymi zdobyczami nowożytnej wiedzy - nigdy
jednak nie wolno jej podważać ani fałszywymi zasadami
kazić, ani, tym mniej, uważać jej za wielki wprawdzie,
ale przestarzały już pomnik dawnych czasów. Gdyż ani
sama prawda ani jej filozoficzne ujęcie, nie mogą z dnia
na dzień ulegać zmianie, zwłaszcza kiedy chodzi o
pierwsze, same przez się oczywiste rozumowe zasady, albo
o pewniki, które bądź to w mądrości wieków, bądź, nawet
w harmonijnym przystawaniu do objawienia, mają poważne
oparcie. Żadna cząstka prawdy, którą umysł ludzki
szczerym badaniem odkryć zdoła, nie może, rzecz jasna,
zdobytej poprzednio prawdzie się sprzeciwiać, albowiem
najwyższa Prawda, Bóg, nie na to stworzył rozum ludzki i
nim kieruje, żeby wiadomościom należycie zdobytym coraz
to nowe i odmienne przeciwstawiał, ale na to, żeby
usuwając, jeśli przypadkiem się wkradły, pomyłki i
błędy, do prawdy prawdę dodawał, w tym samym porządku i
w tej harmonijnej zwartości, jaka przejawia się w
naturze rzeczy, która jest dla nas prawdy źródłem.
Niechaj więc i filozof i teolog chrześcijański nie
przyjmuje pośpiesznie i lekkomyślnie każdego, z dnia na
dzień, nowego wymysłu, ale niech najstaranniej wszystko
to waży i bezstronnemu sądowi rozumu poddaje, aby
przypadkiem, już zdobytej prawdy nie utracił ani nie
skaził, z dużym zaiste niebezpieczeństwem albo i szkodą
samej nawet wiary.
II. POSZANOWANIE
FILOZOFII SCHOLASTYCZNEJ
24. Powaga św. Tomasza z
Akwinu
Kto to wszystko dobrze rozważy, łatwo zrozumie, dlaczego
Kościół wymaga, aby przyszli kapłani otrzymywali
wykształcenie filozoficzne „wedle metody, nauki i zasad
Anielskiego Doktora". Jest bowiem rzeczą doświadczeniem
kilku wieków stwierdzoną, że metoda i sposób rozumowania
św. Tomasza osobliwą posiada skuteczność, tak dla
kształcenia początkujących, jak dla wprowadzenia umysłów
w najgłębsze prawdy. Nauka zaś jego z objawieniem Bożym
w najpełniejszej jest harmonii i równie dobrze dopomaga
do zabezpieczenia podstaw wiary, jak i dla zebrania
pożytecznie i bezpiecznie owoców ze zdrowego postępu.
25. Zarzuty stawiane
filozofii tradycyjnej
Jest to więc rzecz bardzo opłakania godna, że filozofia
w Kościele przyjęta i uznana jest dziś dla niektórych
przedmiotem pogardy i że zuchwale oskarża się ją, że
jest przestarzała co do formy a racjonalistyczna w swoim
procesie myśli. Powiadają oni, że ta filozofia nasza
myli się twierdząc, iż może istnieć metafizyka
bezwzględnie prawdziwa, gdyż przeciwnie, wedle ich
zdania, przedmioty, zwłaszcza nadzmysłowe, nie dają się
lepiej wyrazić, jak przez teorie rozbieżne, które, choć
pod pewnym względem są sobie przeciwne, pod innym
względem dopełniają się wzajemnie. Przyznają więc, że
filozofia, wykładana w naszych szkołach, z dokładnym
określeniem istoty zagadnień i z zupełną jasnością
rozwiązań, z ścisłym ustaleniem pojęć i wprowadzeniem
precyzyjnych rozróżnień, jest może pożyteczną jako
wdrożenie do teologii scholastycznej, jak była zresztą
doskonale dostosowana do umysłów średniowiecznych – nie
uczy nas jednak, tak twierdzą, tego sposobu
filozoficznych dociekań, jakiego dzisiejsza kultura i
obecna potrzeba wymaga. Podnoszą dalej ten zarzut, że
filozofia wieczysta obraca się tylko w sferze
abstrakcyjnych, niezmiennych istot czyli idei rzeczy,
podczas gdy umysły współczesne zwracają się z
konieczności przede wszystkim do istnienia rzeczy
poszczególnych i do płynącego ustawicznie strumienia
życia. W tej samej mierze zaś, w jakiej do filozofii
katolickiej odnoszą się z wyraźną pogardą, wielkie
oddają pochwały innym, starożytnym czy nowoczesnym,
wschodnim czy zachodnim systemom myśli, zdając się przez
to insynuować, że każda filozofia i każde mniemanie z
pewnymi, w miarę potrzeby, poprawkami lub dodatkami,
może wejść w harmonię z katolicką wiarą. A że to jest
zupełnym fałszem, osobliwie gdy chodzi o takie wymysły,
jak „immanentyzm”, „idealizm”, „materializm” czy to
dialektyczny czy historyczny, jak wreszcie
„egzystencjalizm” bądź to ateistyczny, bądź odmawiający
siły metafizycznym rozumowaniom – co do tego nie może
być dla katolika żadnych wątpliwości.
26. Zarzut przesadnego
intelektualizmu
Na koniec to mają za złe filozofii podawanej w naszych
szkołach, że w procesie poznania wyłącznie rozum ma na
oku, z pominięciem zadań woli i uczuć. Zarzut ten
bynajmniej nie jest prawdziwy. Nigdy bowiem filozofia
chrześcijańska nie przeczyła, że dobre nastawienie
wszystkich władz duszy jest bardzo pożyteczne i
skuteczne, tak dla pełniejszego poznania, jak dla
wprowadzenia w życie prawd religijnych i moralnych. I
owszem nauczała zawsze, że brak tych dobrych usposobień
może być przyczyną, dlaczego złe skłonności i spaczenie
woli tak zaślepiają rozum, iż przestaje on widzieć
rzeczy w obiektywnym świetle. A nawet, zdaniem
Powszechnego Doktora, wyższe dobra moralne przyrodzonego
czy nadprzyrodzonego porządku, o tyle może umysł w
pewien sposób pojąć, o ile doświadcza w duszy
uczuciowego z tymi dobrami powinowactwa, albo już z
samej natury, albo pod wpływem łaski. Już zaś jest
oczywiste, jak dalece takie, chociaż przyćmione
poznanie, może wspomagać pracę rozumowych dociekań. Ale
jest to co innego, przyznawać uczuciowym skłonnościom
możność wspomagania rozumu w zdobyciu pewniejszych i
silniejszych moralnych pojęć, a co innego, co uśmiecha
się nowatorom, przypisywać woli i uczuciu rodzaj takiej
intuicji, żeby, kiedy umysł za pomocą rozumowania nie
może na pewno rozeznać co jest prawdą, uciekać się
należało do woli, aby przez swobodny wybór, wśród
przeciwnych poglądów znalazła właściwą drogę. Ale nie
jest to nic innego jak bezładne pomieszanie funkcji
poznania z aktem woli.
27. Niebezpieczeństwo
dla teologii naturalnej i etyki
Nie można się dziwić, że nowe to mniemania poważnie
zagrażają dwom gałęziom filozofii, które z natury swojej
blisko stykają się z nauką wiary, mianowicie teologii
naturalnej i etyce. Uważają bowiem, że zadanie tych nauk
nie na tym polega, żeby rozumowaniem dochodzić do
jakichś pewnych poznań dotyczących Boga lub innych
nadzmysłowych rzeczywistości, ale na tym tylko, żeby
wykazywać jak doskonale nauka wiary o osobowym Bogu i
Jego przykazaniach odpowiada potrzebom życia i stąd
wyprowadzać wniosek, że należy ją przyjąć tak dla
zagrodzenia drogi rozpaczy, jak dla osiągnięcia
wiecznego zbawienia. Wszystko to sprzeciwia się wyraźnie
orzeczeniom Poprzedników naszych Leona XIII i Piusa X i
nie da się pogodzić z dekretami Watykańskiego Soboru.
Nie byłoby potrzeby opłakiwać tych odstępstw od prawdy,
gdyby wszyscy, także na polu filozofii, odnosili się z
należytym uszanowaniem do wskazań Nauczycielskiego
Urzędu. On bowiem, na mocy ustanowienia Bożego, nie
tylko ma władzę i obowiązek strzeżenia i wyjaśniania
depozytu objawionej prawdy, ale ma czuwać i nad
filozoficznymi naukami, by fałszywe w ich dziedzinie
mniemania nie przyniosły szkody katolickim dogmatom.
CZĘŚĆ TRZECIA
WIARA A NAUKI POZYTYWNE
I. BIOLOGIA,
ANTROPOLOGIA, EWOLUCJONIZM I POLIGENIZM
28. Właściwe w tym
przedmiocie stanowisko
Trzeba nam wreszcie coś powiedzieć o zagadnieniach,
które jakkolwiek należą do zakresu tzw. pozytywnych
nauk, mają jednak pewne, mniej lub więcej ścisłe związki
z prawdami chrześcijańskiej wiary. Z różnych stron dają
się słyszeć natarczywe żądania, by religia katolicka
brała te nauki w poważną rachubę. Żądanie to jest
oczywiście godne pochwały, gdy chodzi jedynie o fakty
rzeczywiście udowodnione. Gdzie jednak w grę wchodzą
hipotezy, choćby były w pewnej mierze naukowo
uzasadnione, jeśli jednak dotykają one nauki w Piśmie
świętym albo w tradycji zawartej, wskazana jest wielka
ostrożność. A gdyby takie przypuszczenia czy domniemania
istotnie sprzeciwiały się, wprost czy ubocznie, nauce
przez Boga objawionej, byłyby absolutnie nie do
przyjęcia.
29. Ewolucjonizm
antropologiczny
Nie zakazuje więc kościelny Nauczycielski Urząd, by
teoria ewolucjonizmu, o ile bada, czy ciało pierwszego
człowieka powstało z istniejącej poprzednio, żywej
materii - że bowiem dusze stwarzane są bezpośrednio
przez Boga, tego niewątpliwie uczy nas katolicka wiara -
stała się przedmiotem dociekań i dyskusji uczonych
obydwu obozów, zgodnie z obecnym stanem nauk ludzkich i
świętej teologicznej wiedzy. Te dyskusje jednak powinny
być tak prowadzone, żeby racje obydwu stron, tak
zwolenników jak przeciwników ewolucjonizmu roztrząsane
były i oceniane poważnie, z miarą i umiarkowanie, a
nadto, żeby obie strony gotowe były poddać się sądowi
Kościoła, któremu Chrystus zlecił obowiązek, zarówno
autentycznego wykładania Pisma, jak strzeżenia dogmatów
wiary. Są jednak tacy, co niestety tej swobody dyskusji
nierozważnie i zbyt śmiało nadużywają, przemawiając
takim tonem, jakby dotychczasowe odkrycia i oparte na
nich rozumowania dawały już zupełną pewność, że ciało
ludzkie w swym pierwszym początku wyszło z istniejącej
uprzednio i żywej materii, i jakby źródła Bożego
objawienia niczego nie zawierały, co w tej zwłaszcza
kwestii jak największej domaga się ostrożności i
umiarkowania.
30. Poligenizm
Co się zaś tyczy natomiast hipotezy, tzw. poligenizmu,
synom Kościoła wspomniana wyżej swoboda bynajmniej już
nie przysługuje. Nie wolno bowiem wiernym Chrystusowym
trzymać się takiej teorii, w myśl której przyjąć by
trzeba albo to, że po Adamie żyli na ziemi prawdziwi
ludzie nie pochodzący od niego, drogą naturalnego
rodzenia, jako od wspólnego wszystkim przodka, albo to,
że nazwa „Adam" nie oznacza jednostkowego człowieka ale
jakąś nieokreśloną wielość praojców. Już zaś zupełnie
nie widać jakby można było podobne zdanie pogodzić z
tym, co źródła objawionej prawdy i orzeczenia
kościelnego Nauczycielstwa stwierdzają o grzechu
pierworodnym, jako pochodzącym z rzeczywistego upadku
jednego Adama i udzielającym się przez rodzenie
wszystkim ludziom, tak iż staje się on grzechem własnym
każdego z nich.
II. NAUKI HISTORYCZNE:
JEDENAŚCIE PIERWSZYCH ROZDZIAŁÓW KSIĘGI RODZAJU
Jak w biologii i antropologii, tak też i w historii
śmiało przekraczają niektórzy granice i przepisy
ostrożności, przez Kościół ustanowione. Osobliwie jednak
opłakiwać trzeba zbyt wielką swobodę praktykowaną w
wykładzie ksiąg historycznych starego testamentu, przy
czym zwolennicy tej swobody powołują się niesłusznie w
swej obronie na list, skierowany niedawno przez Papieską
Komisję Biblijną do Arcybiskupa Paryża. List ten bowiem
wyraźnie stwierdza, że jedenaście pierwszych rozdziałów
Księgi Rodzaju, choć styl i sposób ich historycznego
ujęcia nie odpowiada ściśle metodzie, jaką posługiwali
się wielcy pisarze greccy lub łacińscy i jaką dziś
jeszcze posługują się uczeni naszych czasów, mimo to w
pewnym prawdziwym sensie są historią. W jakim zaś sensie
charakter historii im przysługuje, to, na podstawie
głębszych studiów, egzegeci powinni starać się określić.
Te bowiem rozdziały, w prostej i obrazowej mowie,
dostosowanej do pojęć niewykształconego ludu, podają i
zasadnicze prawdy, na których opierają się wysiłki nasze
podejmowane dla zdobycia wiekuistego zbawienia, i
popularny opis początków rodzaju ludzkiego oraz
wybranego ludu. Jeżeli zaś natchnieni pisarze to i owo
zaczerpnęli z ludowych opowieści (co przyjąć wolno), nie
można nigdy zapomnieć, że przy tego rodzaju postępowaniu
wspomagało ich natchnienie Boże, zabezpieczające ich w
wyborze i ocenie dokumentów od wszelkiego błędu.
Co zaś przeszło do ksiąg świętych z ludowych opowieści,
tego żadną miarą nie można zestawiać z mitologicznymi
albo innymi podobnymi opowieściami. O ile bowiem w tych
ostatnich gra rolę raczej wybujała wyobraźnia, o tyle w
Księgach świętych, także starego testamentu, tak jasno
występuje dążność do prostoty i prawdy, że naszym
autorom natchnionym nie podobna nie przyznać jawnej
wyższości nad świeckimi pisarzami starożytności.
Zakończenie
Wiadomo nam wprawdzie, że większość katolickich
uczonych, którzy owocami swych studiów zasilają czy to
wyższe zakłady naukowe czy seminaria i kolegia zakonne,
daleka jest od tych błędów, jakie bądź to z zamiłowania
nowości, bądź z nieumiarkowanej apostolskiej gorliwości,
jawnie lub po kryjomu dziś się rozchodzą. Ale i to
wiemy, że tego rodzaju nowe mniemania mogą nęcić do
siebie nieostrożnych. Dlatego wolimy raczej
przeciwstawić się początkom, niż szukać potem lekarstwa
na zastarzałą już chorobę.
W tej myśli, po dojrzałej przed Bogiem rozwadze, nie
chcąc się sprzeniewierzyć świętym zobowiązaniom Naszego
Urzędu, tak Biskupom jak Zwierzchnikom zgromadzeń
zakonnych, pod najcięższym obowiązkiem sumienia,
nakazujemy, żeby jak najpilniej czuwali nad tym, by tego
rodzaju poglądy nie były głoszone w szkołach, na
zebraniach, ani publikowane w jakichkolwiek pismach ani
też żadnym sposobem podawane duchowieństwu i wiernym
Chrystusowym.
Ci, co nauczają w kościelnych naukowych zakładach, niech
będą świadomi, że powierzonych sobie obowiązków z
czystym sumieniem spełniać nie mogą, jeżeli podanych
przez nas zasad z religijną uległością nie przyjmą i
przy nauczaniu młodzieży, z całą ścisłością przestrzegać
nie będą. To samo zaś należne uszanowanie i
posłuszeństwo, którego sami w twardej swojej pracy dawać
winni dowody, niech starają się wszczepiać w umysły i
serca uczniów.
Niech przykładają się do tego z całym zapałem, żeby
nauki, jakie podają do najpełniejszego rozwoju
doprowadzić, ale niech przy tym uważają, by nie
przekraczali granic, jakie zakreśliliśmy dla obrony
wiary i nauki katolickiej.
Nowe zagadnienia, które dzisiaj kultura i nowożytny
postęp na jaw wydobyły, niech starają się jak najlepiej
badać i roztrząsać, ale zawsze z należną rozwagą i
ostrożnością. Niech wreszcie nie sądzą, że hołdując
fałszywemu „irenizmowi”, odszczepionych i błądzących do
łona Kościoła doprowadzić zdołają, jeśli im szczerze nie
podadzą całej prawdy, którą Kościół żyje, bez żadnych
zniekształceń i uszczerbków.
Na tej nadziei się opierając, którą potęguje wasza
gorliwość, jako zadatek darów niebieskich i dowód Naszej
Ojcowskiej przychylności, udzielamy z całego serca, Wam
wszystkim, Czcigodni Bracia, jak również Waszemu klerowi
i ludowi błogosławieństwa apostolskiego.
Dan w Rzymie u św. Piotra dnia 12 sierpnia 1950 r.
PIUS XII